Biblijny znak Tau – znak zbawienia, nadziei, zaufania Bogu, nawrócenia. Jest to również znak, który w sposób szczególny był bliski św. Franciszkowi z Asyżu.
„Słowem Założycielskim” dla duchowości Tau jest fragment Starego Testamentu,
9 rozdział proroka Ezechiela: „Potem donośnie, tak że ja słyszałem, wołał On: «Zbliżcie się, straże miasta, każdy z niszczycielską bronią w ręku!» I oto przybyło sześciu mężów drogą od górnej bramy, położonej po stronie północnej, każdy z własną niszczycielską bronią w ręku. Wśród nich znajdował się pewien mąż, odziany w lnianą szatę, z kałamarzem pisarskim u boku. Weszli i zatrzymali się przed ołtarzem z brązu. A chwała Boga izraelskiego uniosła się znad cherubów, na których się znajdowała, do progu świątyni. Następnie zawoławszy męża odzianego w szatę lnianą, który miał kałamarz u boku, Pan rzekł do niego: «Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi». Do innych zaś rzekł, tak iż słyszałem: «Idźcie za nim po mieście i zabijajcie! Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości! Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu! Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak. Zacznijcie od mojej świątyni!» I tak zaczęli od owych starców, którzy stali przed świątynią. Następnie rzekł do nich: «Zbezcześćcie również świątynię, dziedzińce napełnijcie trupami!» Wyszli oni i zabijali w mieście.
A podczas gdy oni zabijali, ja pozostałem sam, upadłem na twarz i tak wołałem: «Ach, Panie, Boże! Czy chcesz wyniszczyć całą Resztę Izraela, dając upust swemu gniewowi przeciw Jerozolimie?» Rzekł do mnie: «Nieprawość pokolenia Izraela i Judy jest wielka, niezmierna; kraj jest pełen krwi, a miasto pełne przewrotności. Mówią bowiem: Pan opuścił ten kraj, Pan nie widzi”. A więc także i moje oko nie okaże litości ani współczucia. Odpowiedzialność za ich postępowanie składam na ich głowy». I oto ów mąż, odziany w lnianą szatę, z kałamarzem pisarskim u boku, oznajmił: «Uczyniłem, jak mi rozkazałeś»”.
Zanim pójdziemy dalej, kreśląc kolejne warstwy duchowości Tau, najpierw trzeba zaznaczyć, że Tau jest przede wszystkim Słowem Bożym. Pokorną, symboliczną, jedną literą tego Słowa, która tutaj jednak pełni rolę kluczową: kto ma Tau na czole – żyje. Kto nie ma Tau na czole – umiera. Posiadanie Tau na czole (i spójnej z nim postawy!) to sprawa życia lub śmierci! To jest serce duchowości Tau.
W pierwszym rzędzie Słowo Ez 9, podkreśla bezwzględność i absolutną pewność interwencji Boga. On tutaj jest absolutnym, suwerennym Panem. On trzyma całą rzeczywistość, mówiąc po męsku, „w garści”; albo może łagodniej, macierzyńsko – w dłoniach. On naprawdę ma moc przemienić „wzdychanie i biadanie” w zbawienie. Ta interwencja Boga, jakby kropka nad „i”, pokazuje, że to Bóg ma ostatnie słowo w historii. Doskonale z tą ideą koresponduje znak Tau, który jako ostatnia litera alfabetu hebrajskiego wyraża ideę zamknięcia, dopełnienia, ostatecznego działania Boga. Skoro Bóg jest Panem historii, duchowość Tau zaprasza, aby Go uznać za Pana swojej osobistej historii. Uznać z wiarą, że On ma moc również wobec moich osobistych ciemności, przeciwności, pustyń i dołków… Także w moim życiu On może (!) interweniować i zbawiać.
Radykalizm obrazu Ez 9, bezkompromisowy, brutalny nakaz zabicia popełniających obrzydliwość, trzeba rozumieć z perspektywy objawienia Nowego Testamentu, który dowodzi, że Bóg jest poza wszelkim podejrzeniem. Skoro „Syna swego umiłowanego dał”, Jego Miłość jest pewnikiem. Skąd więc ten brutalny obraz „niszczycielskiej broni” i stosów umierających ciał w konwulsjach? To jednoznaczne, egzorcyzmujące Słowo: kresem grzechu jest śmierć. Kresem mojego grzechu jest śmierć. Ten obraz to również Dobra Nowina o Zazdrosnej Miłości Boga, który będzie o mnie walczyć, aż całe moje serce będzie dla Niego. To może również prorockie „przeczucie” bezkompromisowego, brutalnego zrzucenia skutków grzechu na Ukrzyżowanego Chrystusa.
Medytując nad Ez 9, szukając korzeni duchowości Tau, musimy zatrzymać się przy owych „wybranych”, naznaczonych Tau i zbawionych. Kim i jacy oni są, że właśnie oni „zasługują” na oznaczenie znakiem Tau? Oni „wzdychają i biadają nad obrzydliwościami popełnianymi w Jerozolimie”. Dużo można o tych „żyjących duchowością Tau” powiedzieć:
1 – mają duchową wrażliwość i moralny kręgosłup; wiedzą co to są obrzydliwości;
2 – swoje rozeznanie budują wsłuchując się w Prawo Boga, bo to On nazywa po imieniu dobro i wartości oraz zło i bożki – obrzydliwości; również Żydzi interpretując ten fragment odnosili Tau do pierwszej litery słowa Tora – Prawo, dowodząc, że Ci wybrani byli wierni Prawu Boga, Jego Słowu i Przymierzu z Nim;
3 – nie zgadzają się na te obrzydliwości, ale biadają nad nimi – czyli smucą się, żałują, boleją nad nimi; w tym sensie są jak „błogosławieni, którzy się smucą” z Jezusowego Kazania na Górze;
4 – biadają nad wszystkimi obrzydliwościami, czyli solidaryzują się z grzesznikami, pokutują za nich, ale również, i pewnie wcześniej, biadają nad swoimi własnymi obrzydliwościami (grzechami, wadami, niewiernością); żałują, ciągle się nawracają;
5 – wzdychają, czyli przeżywają ucisk, udręczenie, idą „pod prąd”; może zmagają się ze swoim nieżyczliwym otoczeniem, może ze swoim nienawróconym sercem;
6 – wzdychają, czyli tęsknią, oczekują, „wzdychają ku”; trwają przy obietnicy Boga, trzymają się Go, bo jest Miłością; skoro jest Panem – „może”, a skoro Miłością – „na pewno chce” interweniować i zbawić;
7 – Jerozolimą może być świat, Kościół, Twoje środowisko, Twoje serce…
8 – nawet drobne określenie „środek” Jerozolimy może sugerować głębokie zakorzenienie owych żyjących duchowością Tau, w ich rzeczywistości, w ich środowisku. Realistycznie stąpają stopami po ziemi, nie uciekają gdzieś „na obrzeża”, są wierni Bogu tu właśnie, gdzie On „ich postawił”. Są jak pierwsi chrześcijanie: „żyjący na świecie ale jakby nie z tego świata”.
Wiele do duchowości Tau wnosi medytacja nad tajemniczym człowiekiem, który otrzymuje od Boga misję oznaczania znakiem Tau. To obraz Jezusa Chrystusa Zbawiciela. Słowa „idź i naznacz Tau na czołach” można próbować tłumaczyć: „idź i naznacz podpis na czołach” czyli „idź i podpisz się”. Co w połączeniu z fragmentami Apokalipsy o imieniu Chrystusa i Jego Ojca na czołach zbawionych (por. Ap 14, 1; 22, 4) pozwala widzieć w Tau podpis Chrystusa, znak Jego tożsamości, relacji z Ojcem, Jego Tajemnicy. Jeśli jeszcze uświadomimy sobie, że znak Tau miał w języku starohebrajskim formę krzyża „+” lub „x”, wtedy rozpoznamy w nim również misję Chrystusa, Baranka, który gładzi grzech świata (Wj 12); znak zbawienia przez krzyż. Widzimy więc, że Tau jest nie tylko Słowem Bożym, ale wręcz znakiem własnym Jezusa Zbawiciela, znakiem Jego tożsamości i misji, znakiem Jego Tajemnicy.
W takim razie „naznaczenie znakiem Tau” to czynność liturgiczna i wręcz sakramentalna. Ono wyciska tożsamość osoby Zbawiciela na wybranych; zanurza w Nim, w Jego Tajemnicy, wprowadza w nią. Ci wybrani, są od momentu naznaczenia „chrystusowi”, należą do Niego, On ich chroni. To również przemieniające opieczętowanie Duchem (Ap 7, 4; 9, 4; Ez 1, 13; 4, 30). Naznaczenie znakiem Tau dopełnia postawę owego wzdychania i biadania nad obrzydliwościami, wprowadzając ją w nowy wymiar. Ukazuje, że jej spełnieniem, kresem, ikoną jest Tau – Tajemnica Chrystusa, zjednoczenie z Nim, Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym, życie Jego Duchem. W tym sensie duchowość Tau oznaczałaby radykalne zogniskowanie na Jezusie; życie w Nim i ciągłe nawrócenie od obrzydliwości egoizmu do błogosławieństwa Dobrej Nowiny. I równocześnie – wbrew wszelkim przeciwnościom – wytrwałe, cierpliwe, pełne modlitewnej tęsknoty oczekiwanie na wyzwalającą interwencję Boga.
Znak Tau miał szczególne znaczenia dla św. Franciszka Z Asyżu. Piszą jego biografowie: „Ponad wszystkie inne znaki najbardziej miłym był mu znak Tau, za pomocą którego podpisywał listy i wszędzie rysował na ścianach cel” /br. Tomasz Celano/.
„Mąż Boży znak ten otaczał szczególną czcią, często mówił o nim w swoich przemówieniach, wykonywał go na początku swoich zajęć i własnoręcznie podpisywał tym znakiem listy, które wysyłał z miłości, jak gdyby całą jego troska było – według wyrażenia Proroka (Ez 9, 4) nakreślić znak Tau na czołach ludzi płaczących i bolejących, a autentycznie nawróconych do Jezusa Chrystusa” /św. Bonawentura/.
W tym momencie nie chcemy dochodzić skąd wzięła się ta cześć św. Franciszka do znaku Tau. Czy nauczył się jej od antonitów, dla których znak Tau był godłem; zakonników, którzy opiekowali się trędowatymi, tak ważnymi na drodze nawrócenia Świętego? Czy była to odpowiedź na apel papieża Innocentego III, skierowana do uczestników Soboru Laterańskiego IV w 1215 r.? Czy po prostu Franciszek „odkrył” Tau, „oddychając” duchowością swoich czasów? Jakkolwiek by nie było, jak czytaliśmy w świadectwach biografów, uczynił ten znak własnym, wyrazem swojej tożsamości i misji.
„Podpisywać się” – oznacza napisać swoje imię, wyrazić w znakach literowych swoją tożsamość. Podpis, to symbol podpisującej się osoby. Franciszek, bądź ma, bądź pragnie mieć – w każdym razie na pewno się z nimi utożsamia – wartości, które stoją za znakiem Tau. I raczej nie traktując ich jako „jedne z wielu”, ale jako najważniejsze, kluczowe. „Rysował na ścianach cel” – zapewne łącząc obraz Ez 9 z obrazem z Księgi Wyjścia 12, gdzie Żydzi oznaczali swoje drzwi krwią baranka paschalnego. Franciszek chce w ten symboliczny sposób naznaczyć życie swoje i swoich braci krwią Prawdziwego Baranka, który gładzi grzech świata. Pragnie również osadzić swoją wspólnotę pośród ludu Nowego Mojżesza, który wyprowadza z niewoli duchowego Egiptu (czyli „grzechu i świata”) do Ziemi Obiecanej Bożych Obietnic, drogą naśladowania Ukrzyżowanego.
„Jak gdyby całą jego troska było (…) nakreślić znak Tau na czołach ludzi płaczących i bolejących, a autentycznie nawróconych do Jezusa Chrystusa” – tu biograf streszcza misję i powołanie św. Franciszka używając obrazu z Ez 9. Można by ją jeszcze inaczej w tym kontekście opisać jako pocieszanie, podtrzymywanie w gorliwości tych, którzy ze względu na wierność Chrystusowi „płaczą i boleją”. Może też oznaczać doprowadzanie ludzi do takiej wiary, żeby uznając Chrystusa za bezcenną wartość, chcieli dla Niego „cierpieć i boleć”.
„Często mówił o nim w swoich przemówieniach” – nie zachowały się niestety takowe, ale ten zwrot spójnie dookreśla to, co już wiemy, że był to temat bliski Świętemu, i że prawdopodobnie dzielił się tym, co po prostu dla niego osobiście było ważne i czym sam chciał żyć.
Na koniec przywołajmy cenne świadectwo „zastosowania Tau” przez św. Franciszka. Chodzi o relikwię pisaną ręką Świętego przechowywaną w jego Bazylice w Asyżu – o karteczkę, którą podarował br. Leonowi, swojemu towarzyszowi i przyjacielowi.
Napisał ją Franciszek stygmatyzowaną dłonią na prośbę br. Leona, który przeżywał jakieś poważne ciemności duchowe, pokusy. Co to były za trudności, ciężko powiedzieć. Mogło chodzić o pokusę buntu wobec niektórych współbraci zakonu i przełożonych, którzy odchodzili od gorliwości Pierwszych Towarzyszy Świętego. Niektórzy twierdzą, że również św. Franciszek przeżywał wcześniej takie pokusy. Wtedy ten duchowy stan br. Leona oznaczałby równocześnie ogromną wierność wobec św. Franciszka, empatyczną solidarność z nim, współcierpienie; byłby świadectwem głębokiej przyjaźni i dzielenia tych samych wartości i tego samego powołania. Jest to prawdopodobne. Ale może owa poważna pokusa to „tylko” jakiś szczególny stan smutku, depresji, w który popadł br. Leon o delikatnej psychice i wrażliwym sumieniu?
Jakkolwiek by nie było, dość, że Franciszek pisze dla br. Leona modlitwę uwielbienia „Ty jesteś” i na drugiej stronie karteczki – znane błogosławieństwo z księgi Liczb (6, 24-26) oraz rysuje duży znak Tau. Możemy założyć, że intencją Franciszka było pocieszenie współbrata – przyjaciela i pozostawienie mu „pamiątki”, która przypominałaby o wezwaniu do wiary; do postawy alternatywnej wobec smutku, zniechęcenia czy buntu.
Modlitwa „Ty jesteś”, jest na pewno autentycznym wyrazem wdzięczności i uwielbienia, które miał w swoim sercu Franciszek, kiedy Bóg obdarzył go stygmatami. Z punktu widzenia głębokiej wiary Biedaczyny, uczucia te są zrozumiałe. Bo chociaż rany stygmatów niewątpliwie nie tylko oznaczały mękę, ale też dawały w niej udział, to jednak były również swoistego rodzaju potwierdzeniem ze strony Boga; wyrazem wręcz fizycznego zjednoczenia z umiłowanym Ukrzyżowanym, do czego przecież zawsze dążył Święty. Równocześnie, ze względu na kontekst powstania modlitwy (dla przeżywającego ciężką pokusę br. Leona), zaprasza ona do zapatrzenia się w Boga, kontemplowania Jego doskonałości, miłości, wierności, piękności. Każe więc oderwać wzrok od siebie, swoich trudności, przeciwności, bólu, a zwrócić go ku Bogu. Pomaga wyrwać się od skoncentrowania na sobie, zrelatywizować swoje odczucia, a podsycać spojrzenie wiary utkwione w Bogu.
Przy traktowaniu obu stron „karteczki” jako pewnej zwartej całości, modlitwa ta również wnosi wiele światła we Franciszkowe rozumienie postawy owych „wzdychających i biadających” z Ez 9, a zwłaszcza, co jest ich motywacją i „pokarmem” wytrwałości; to adoracja, uwielbienie, wpatrywanie się w Boga. Druga strona karteczki dopełnia wymowę pierwszej. Błogosławieństwo z księgi Liczb jest prośbą zanoszoną do Boga, modlitwą wstawienniczą, aby Ten „zwrócił swe Oblicze” ku br. Leonowi, tzn. pocieszył Go, interweniował w jego ciemności; aby objawił się jako Zbawiciel. Jest ten moment świadectwem wrażliwości i miłosierdzia Mistyka z Asyżu na konkret cierpienia kogoś obok.
Wymowę karteczki dopełnia znak Tau, który starożytnym zwyczajem przechodzi przez imię br. Leona. Franciszek „naznacza” jakby duchowo swego przyjaciela znakiem Tau, podobnie jak tajemniczy mąż z Ez 9 oznacza „wzdychających i biadających”. Ma to jednak tym wznioślejszą wymowę, że Biedaczyna czyni to stygmatyzowaną dłonią, dłonią, która ma „wspólną” ranę ze Zbawicielem; jakby dłonią samego Chrystusa. Widzimy więc, że znak Tau nie tylko dopełnia całego obrazu rysującego się przed naszymi oczami z medytowanej karteczki, ale jest wręcz jej streszczeniem, sam w sobie prawdziwym znakiem pocieszenia i zbawienia. Oto br. Leon, który „wzdycha i biada (boleje)” trwając przy Chrystusie (przy Regule, która jest zbudowana z „okruszyn Ewangelii”) zostaje przez stygmatyzowaną dłoń naznaczony znakiem obietnicy: jesteś na dobrej, słusznej drodze; wytrwaj, a zwyciężysz! Św. Franciszek dzięki znakowi Tau z medytowanej karteczki, niczym prorok, osadza doświadczenie br. Leona w Słowie Bożym; pozwala je zrozumieć w świetle historii zbawienia; jest pięknym darem, do którego słusznie później obdarowany wielokrotnie będzie wracał. Jak najbardziej „Kartka podarowana br. Leonowi” jest też „podarunkiem” dla nas, którzy też przecież przeżywamy różnego rodzaju ciemności, pustynie i dołki w naszym kroczeniu za Chrystusem. Nas też w tych chwilach św. Franciszek (naśladując Chrystusa) pragnąłby naznaczyć znakiem Tau.
Tworząc niniejsze opracowanie prowadziło nas pragnienie, żeby przybliżyć zainteresowanym znak Tau oraz duchowość Tau, na którą on wskazuje. Chcieliśmy przekonać, że duchowość Tau to nie jest jakieś jałowe, czy „na siłę” wpatrywanie się w anachroniczny znaczek, ale wskazuje na postawy jak najbardziej istotne dla dojrzewania wiary franciszkanina: słuchanie Bożego Słowa, kontemplacja osoby i misji Chrystusa, wsłuchiwanie się w Jego Ewangelię oraz przyjęcie Franciszka jako duchowego, radykalnego jej komentatora. Mamy nadzieję, że wiele pytań znalazło tutaj swoje odpowiedzi, choć zapewne wiele wątków można by jeszcze rozwinąć. Zachęcamy do osobistych poszukiwań w tej materii.
Jak widzimy, znak Tau okazuje się być soczewką, która syntetycznie i symbolicznie skupia w sobie, symbolizuje istotę duchowości chrześcijańskiej i franciszkańskiej. Można go sobie wyobrazić, jako swoistego rodzaju duchowego przewodnika, który wprowadza w głąb Tajemnicy Chrystusa, a także w głąb istotnych „współrzędnych duchowych” św. Franciszka z Asyżu. Może opatrznościowym będzie powierzyć się mu, aby nas prowadził? Bo przecież poprowadzi nas nie gdzieś na drugi plan, ale do Serca; po śladach Zbawiciela na nowo odkrytych przez Jego wiernego Naśladowcę.
Br. Mariusz Matejko